Dane mi było być 10 lat temu na koncercie w Pradze, jednak prawie okupiłem to zawałem
serca. I nie chodzi mi tylko o wrażenia jakie przeżyłem na koncercie a o
niesamowitą podróż do Pragi. Ci, którzy jechali z Opola doskonale pamiętają jak
to się odbywało: 7-8 rano podjeżdżał autokar za autokarem i kolejne grupy
udawały się w wesołą podróż. Po wyjeździe 4-go autobusu nasza ostatnia grupa
czekała wesoło -na początku- na swoją kolej. Niepokój zakradł się koło południa,
kiedy dalej tkwiliśmy przy dworcu, a po transporcie ani śladu, na dodatek
organizatorzy zaczęli już gdzieś nerwowo wydzwaniać. Apogeum nadeszło koło 15,
jak przewodnik grupy zaczął oddawać kasę za bilety!!! Połowa dziewczyn się
popłakała a i ja zapadłem w głęboką depresję. Nikt się już nie spodziewał
szczęśliwego happy end'u gdy zajechał autokar!!!
Pojechałem tylko z samą rezerwacją kasa w kieszeni, a bilety
czekały na nas przed stadionem. Najlepszy był koleś Jarek z Kielc. Dowiedział
się o koncercie i po prostu przyjechał-bez rezerwacji i bez... paszportu!!!,
taki był zakręcony. I jak była ta zadyma z autokarem, który w końcu przyjechał,
nikt niczego nie sprawdzał, a na granicy była gadka że się śpieszymy na koncert
i takie tam, więc nawet paszportów nie sprawdzali!! Koleś zrobił mistrzostwo
świata i zobaczył swój najlepszy koncert!!! Tylko Polak tak potrafi.
Kto to przeżył to wie co się z nami wtedy działo. O 20 byliśmy
na rogatkach Pragi, a w połowie
Policy Of Truth
[98] [a myśleliśmy że załapiemy się na bisy, bo nikt nie wiedział co to znaczy
support] byliśmy już pod sceną. I tak właśnie wyglądało moje pierwsze spotkanie
z depeche MODE na koncercie. Teraz po
10 latach wydaje mi się że nabiera ten koncert dla mnie coraz większej wartości.
Pozdrawiam wszystkich uczestników tego niesamowitego wydarzenia.